„Tradycja służy zachowaniu porządku świata. Jeśli ją złamiemy, świat się skończy.”
– Paulo Coelho …
– Czasu mało i od dawna odkładamy ten temat. Niech będzie to teraz i już. Tradycja. Podrzuciłam Ci na górze pewien cytat z zawodowego wymądrzacza, autora cytatów okrągłych. Czym jest dla Ciebie tradycja, jaki to słowo ma wydźwięk? Pozytywny, negatywny, neutralny?
– Z pewnością nie jest to wydźwięk neutralny. Pierwsze wrażenie jest oczywiście pozytywne. Wiąże się z tym, że jeśli tradycja, to i pamięć. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, bo pamięć, to jedno, a tępe naśladownictwo, to drugie. Dla mnie różnicę robi kilka czynników: 1. Dobrowolność, czy przymus, 2. Konsekwencje (pozytywne, negatywne), 3. Związek z kulturą i sztuką (kiedy istnieje, a kiedy jest iluzją jedynie).
– U mnie pierwsze skojarzenie z kulturą i sztuką. Ale kulturą przez duże K, w znaczeniu ludzkiej twórczości, nie w znaczeniu „u nas w Zakopanem to chłopu musowo babę trza bić, bo inaczej wątroba jej gnije, taka tu u nas kultura”. Ech, Zakopane, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy na temat tradycji byłam o krok od popełnienia tekstu „Zakopane – miasto do którego się nie wybieram”. Głównie pod wpływem felietonu o tym, jak się rozbiera w Zakopanem tradycyjne, podhalańskie budynki, żeby na ich miejsce postawić betonowe gówna, które potem reklamuje się turystom niedzielnym jako domy „w stylu zakopiańskim”. Chcę postrzegać tradycję pozytywnie. Lubię folkową nutę, lubię przydrożne kapliczki, lipowe świątki dłubane przez lokalnych artystów. Ale w tym chyba za mało jest dutków. Bo jednak „tradycja” fasiągów (zaledwie XIX-wieczna) jest ważniejsza dla górali od tradycyjnej architektury, którą sami, własnymi rękami rozbierają. No i piszesz jeszcze w pkt. pierwszym: dobrowolność czy przymus. A skoro tradycja to też obyczaj, tu mamy do czynienia z kontrolą społeczną … czyli raczej przymus …
– No właśnie, Zakopane: Katowanie koni pociągowych przez właścicieli i akceptację tego zjawiska przez leniwe kreatury wożące swe dupska na wozach, zastępowanie tradycyjnej architektury betonem przyozdobionym bazarową tandetą. Abstrahując jednak od tego miasta…, zróćmy uwagę, co pod płaszczykiem tradycji jest pielęgnowane: 1. Kontrola (n.p. tradycyjna wiara i przywiązanie do „społecznej nauki kościoła”- czyli rób co ci każe ksiądz pan i nie pyskuj, ewentualnie tradycyjna rola rodziny, czyli „nie dyskutuj, tylko rób co ci każą mamusia z tatusiem i również stul pysk”). 2. Kasa, n.p. handel masowy „pamiątkami”, które w niczym nie przypominają tradycyjnych (podrobione oscypki, góralskie sweterki z Chin), cały bazarowy brud, bylejakość i syf. To kontynuujemy. A co jest porzucane? Wszystko wymagające wiedzy, umiejętności, treningu: Tradycyjne obrazy, rzeźba, rękodzieło, taniec i piosenka tradycyjna. Porównując do Irlandii, gdzie każda szkoła ma w ofercie naukę tańca tradycyjnego (stepu irlandzkiego) i chóry pieśni tradycyjnej, jesteśmy krajem barbarzyńców. Mieliśmy to szczęście, że przetrwała u nas cała masa zabytków i zupełnie tego nie szanujemy, dyskutowaliśmy już o zamkach i pałacach zniszczonych przez SUWERENA, prawda?
Mazur (Straszny dwór)
-Tak, ten temat już był, Zakopane nie jest tutaj wyjątkiem. Nawet obecnie, w czasie przedwyborczym, skupiono się na dawaniu za darmoszkę. Niewielu jest krzewicieli kultury, obrońców zabytków, obrońców pomników przyrody, pomników słowa. Z przedwyborczych zapewnień wieje tanizną. Wróć, staram się jednak wynaleźć pozytywy tradycji 😛 Uważam, że fantastyczną sprawą są regionalne potrawy czy kultywowanie tzw. ginących zawodów, które niekoniecznie są takie ginące. Dobry kowal czy zdun nadal są w cenie. Jeśli ktoś w tym zawodzie narzeka na brak pracy, to albo jest bardzo kiepski, albo gdzieś straszliwie rozmija się z popytem nie wychodząc ze swojej piwnicy w czasie dnia. Tradycyjne budownictwo, przede wszystkim drewniane, także sakralne … ja naprawdę lubię przydrożne te maryjki, czy dolnośląskie nepomucki, które coraz częściej szarzeją, którym odpadają głowy, zacierają się twarze …
– Ba, na przykładzie potraw świetnie widać, gdzie jest podtrzymywana tradycja, a gdzie ona upada. Tradycyjne potrawy wymagają świeżości, pracy. Odpada stosowanie mrożonek i konserwowanego gówna, nie da się tego wyciągnąć z puszki, więc i mamy coraz większy problem z odszukaniem miejsc, gdzie można zjeść jak za dawnych lat. Świetnie to widać na przykładzie Eucharystii- niegdyś spożywano chleb, ale że to zbyt niekomfortowe, stanęło na waflu, którego się da masowo produkować i przechowywać bez zbędnych kosztów, nie zajmuje wiele miejsca, a ciemny lud to kupi i będzie jeszcze bronić do upadłego. Ratowanie starych domów. To rzeczywiście jest coś. Poniekąd za sprawą dość szczęśliwej mody …a może świadomości…, nadal jednak mówimy o stosunkowo nielicznych, bo jak już wspomniałem, chętnie kultywujemy tradycje (także bzdurne), pod warunkiem, że nie generują przesadnych kosztów i wysiłku.
Grzegorz Turanu – Cichosza
– I tu przychodzi mi na myśl definicja tradycji jako kultywowanie zachowań, których przyczyn już nie znamy lub nie chcemy znać, ale zachowań powszechnych, więc nie wymagających myślenia ani korygowania. Z pewnością koszerność jedzenia w kulturze żydowskiej miała sensowne powody … kiedyś tam. Teraz jest balastem, na dodatek często generującym pytania i sprzeczności nie do zniesienia. Obyczaj chowania zmarłych w dniu śmierci w tradycji Islamu też był gdzieś/kiedyś tam sensowny. Ale, gdy muzułmanin mieszka w Szwecji …? To jest ta sławetna w psychologii pieczeń obcięta z dwóch stron, przycinana tak od pokoleń, choć już zapomniano o pochodzeniu tego zwyczaju, nie mającym nic wspólnego ze smakiem potrawy – zapomniano, że prababcia miała małą rynkę do pieczenia.
– Jest jeszcze coś: Tęsknota za stałością, za tym, by mieć coś, czego nam nikt nie odbierze. Weźmy „tradycyjny” model rodziny: Facet zarabia, kobieta jest niewolnicą robiącą za wikt i opierunek, dziecko nie ma prawa głosu, za to ma obowiązek posłuszeństwa, a później opieki nad rodzicami na starość. Jakie to bezpieczne; Nikt „głowie rodziny” nigdy nie podskoczy, więc da od siebie tyle, ile uzna za stosowne, kura domowa nie odejdzie, bo bez doświadczenia na rynku pracy jest nikim, nie pomoże nawet staranne wykształcenie- i mamy raz na zawsze wszystko poukładane. Tymczasem realia są inne: „wszystko płynie”, nic nie jest dane raz na zawsze i wszystko trzeba pielęgnować- tradycja jest tutaj złudą trwałości.
– Czyli bezpieczeństwa … 🙂 a właśnie dzisiaj zadałam na swoim blogu pytanie sama do siebie, czy bezpieczeństwo jest najważniejsze, czy tylko o nie w życiu chodzi. Widzisz, my również wypracowujemy swoje tradycje. Wypracowujemy pewne stałe elementy naszego wspólnego życia. Tradycja wypracowana, ustalenie pewnych reguł, powtarzalnych elementów nie jest złe, gdy ma służyć bliskości, przytulności. Chcę to słowo postrzegać dobrze, choć jest spaskudzone przez wielkie T … Tradycja w kościele katolickim. „Tak mówi Tradycja” = nikt tego nie zbadał, ale ktoś tak sobie umyślił, tak gdzieś , kiedyś ustalono i dlatego, że nie pamiętamy kto i gdzie, musi to być prawda. Dla mnie, umysłu naukowego, nie do przyjęcia. Zresztą tradycja to też słowo spaskudzone politycznie.
„Tradycja – to rzecz zawodna. (…) ulega często przeinaczeniom.”
– Zenon Kosidowski.
– Masz raczej na myśli ułudę bezpieczeństwa. Chiny myślały, że będą bezpieczne budując Wielki Mur, który okazał się żadną przeszkodą dla Mongołów, za to znaczącą dla handlu i przepływu myśli technicznej- w konsekwencji, starożytne Państwo Środka powoli straciło na znaczeniu. Francuzi czuli się bezpieczni za Linią Maginota, a Niemcy ją po prostu obeszli. Bo bezpieczeństwo, to zdolność do manewru, a nie zabetonowanie. Chciałem jednak przypomnieć od czego wyszedł pomysł na notkę. Rozmawialiśmy o maltańskiej „tradycji” strzelania do ptaków dla upamiętnienia klęski głodu, podczas której ludzie musieli jeść wszystko, co było w ich zasięgu. Zasłaniając się tamtymi wydarzeniami, banda zwyrodnialców strzela do bocianów (i innych równie rzadkich ptaków) i nawet im się nie chce posprzątać ciał, które później zalegają na wyspie. Inna tradycja, to nasi polscy myśliwi, którzy tradycyjnie są państwem w państwie i jak nam to pokazał jeden z największych łajdaków polityki, Szyszko Jan, potrafią hurtowo walić śrutem do hodowanych w klatkach bażantów, wypuszczanych dla „sportu” naszych „miłośników tradycji”. Do tego samego rodzaju barbarzyństwa dodałbym ubój rytualny, obrzezanie dziewcząt i chłopców. Z tradycji zaś katolickiej wymieniłbym zaś zboczony celibat i równie zboczone narzucanie społeczeństwu fantazji seksualnych dziadygów w celibacie żyjących, z których najsłynniejsi, jak Jan Paweł II pisywali nawet encykliki o czymś, czego w życiu nie zaznali, ani nie badali.
Skrzypek na dachu (Tradycja)
– Z międzynarodowych zboczeń ja dodam jeszcze corridę – już Jovellanos, polityk oświeceniowy, wyśmiał jej promowanie jako tradycji narodowej, gdy tymczasem większość Hiszpanów nie miało z nią nic wspólnego. Corridy zakazano. Ale potem przyszli romantycy i zakaz został zawieszony 🙂. Szkiełko i oko nie będzie nas uczyć … Ponad 200 lat temu mądry facet widział, że corrida nie jest rozrywką narodu, ale ta prawda do narodu nie dotarła, bo ważne jest to, co w sercu (szkoda, że nie w dupie). Gdy zbierzemy inne przykłady, które tutaj się pojawiły, to jawi się tradycja jako pożywka dla ludzkiej bezmyślności. Tradycja wymagająca wysiłku, wysublimowania, umiejętności zamiera. Debilizmy plenią się same. Młodzież biega jak z cieczką w lany poniedziałek nie dlatego, że kocha tradycje polskiej wsi. Po prostu nie ma co robić i tak zabija domową nudę. Grill nie dlatego się przyjął jako „nowa” tradycja niemalże w dwa-trzy sezony, że opływamy w dostatek. Raczej stał się dopełnieniem zagrychy do wódy. W końcu pojawił się cywilizowany sposób powiedzenia, że się pochlało. Jako naród nie mogliśmy nie skorzystać 🙂
– No to jeszcze może wspomnę o wczorajszej informacji o tym, że Sąd skazał Jerzego Urbana, bo „obraził uczucia religijne” wydrukowaniem karykatury „tradycyjnego” wizerunku Jezusa z jego sercem: przekreślonego i ze zdziwionym wyrazem twarzy, który Sąd uznał za mało inteligentny i godzący w kult „Najświętszego Sera Pana Jezusa”, który to kult wywodzi się z czasów, gdy ludziom się zdawało, iż uczucia mieszczą się w sercu. Pomimo tego, że dziś wiemy, iż to urojenia z epoki braku wiedzy o mózgu, a „tradycyjny” wizerunek Jezusa z włosami i brodą hippisa ma się do realiów jak pięść do nosa, kult „tradycyjnie” żyje, a sąd go broni, niczym inkwizycja centralnego położenia Ziemi, nakładając na Urbana grzywnę 120 tysięcy złotych. Dla porównania, gdy Rydzyk był skazywany za wyłudzenie pieniędzy (konkretnie za ich nielegalną zbiórkę), grzywna wynosiła 3,5 tysiąca złotych. Logiczne, prawda?
„Tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują.”
Ezra Pound.
– 😀 A miało być tak ładnie. Chciałam być milsza i opowiedzieć coś o mojej miłości do oscypka z żurawiną. Może słowo „tradycja” jest faktycznie spaskudzone, jak już wcześniej wyartykułowałam …? Może zbyt często używają go w swoich narracjach głupi ludzie? Żeby naszym Czytelnikom dać możliwość odsapnięcia czy też nawet zignorowania naszych poglądów, takie pytanie do nich: Które tradycje uznajecie za rzeczy do wywalenia natychmiast, a jakie tradycje czyli obyczaje, normy, wierzenia, poglądy są warte podtrzymania i dlaczego?
– I ja podpisuję się pod prośbą do Czytelników o przedstawienie własnego stosunku do tradycji, skojarzeń, odbioru emocjonalnego.
A mnie się tradycja nie kojarzy z kulturą przez duże „K”, tylko wręcz odwrotnie. Złe to skojarzenia. Po pierwsze – z beznadziejnie durnymi tradycjami ludowymi (chciałam kiedyś wzywać drogówkę, gdy jacyś idioci blokowali drogę dojazdową, po czym się dowiedziałam, że to „tradycja”, jakaś „brama” dla nowożeńców czy coś), po drugie – z określeniem Polak-katolik i po trzecie – z tradycją kościoła. Jedno gorsze od drugiego.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
kiedyś, jeszcze za wczesnego małolata, w Lany Poniedziałek z samego rana wylałem garnek wody na sąsiada stojącego pod oknem… zaburzył się strasznie, wlazł na piętro i załomotał do drzwi… na szczęście rodziców nie obudził, a ja po drugiej stronie drzwi butnie mu zapodałem:
„no coś pan?… taka jest tradycja!”…
sąsiad jeszcze się pruł, ale w końcu poszedł… a ja przez kilka dni miałem tradycję, by mieć oczy dookoła głowy wychodząc na podwórko…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ja bym na tym nie poprzestała, rodzice i tak by się dowiedzieli 🙂 Bardzo mnie ta głupota męczy. Szukanie pretekstu, żeby dokuczyć albo sobie zrobić dobrze motywując to tradycją, którą tak naprawdę mamy w d*. Chyba najbardziej patologicznym zachowaniem motywowanym tradycją jest pijaństwo. I Polacy wcale się z niego nie otrząsnęli – jak napisałam, moda na grilla to kolejne zakamuflowane pijaństwo, taki element ludyczny, który przejęliśmy, bo się doskonale wpisał w nasze pragnienia. Nie pójdziemy do restauracji, bo nas nie stać, nie rozpalimy ogniska, bo kupa przy tym roboty, dawaj grilla, najtańsza padlina w maceracie i do tego wzmacniacze. Jest impreza, mamy poczucie sukcesu, rodzina nas podziwia, że mamy ogródek.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
jak pamiętam, to chyba się w końcu dowiedzieli, ale znając talent mojego ojca do łagodzenia pewnych zbędnych napięć afery nie było, a ja po kilku dniach mogłem czuć się bezpiecznie… zresztą nie wiem, bo ta sprawa nie była w domu poruszana…
…
co do pijaństwa i pretekstów doń, to już dawno odkryłem, że wszelkie smakowite trunki powstały głównie po to, by jakoś bezboleśnie przemycić narkotyk do organizmu… zaś wśród ludzi, którzy twierdzą, że „oni TYLKO dla smaku”, 90% najnormalniej w świecie po prostu kłamie…
i tu /tak odbiegając od tematu/ czegoś nie rozumiem i nigdy nie rozumiałem… cóż takiego wstydliwego jest w chęci zmienienia sobie czasem świadomości?… bo przecież nie każdy chce się nachlać do deda… być może o to chodzi, że ktoś taki boi się być posądzony o chęć owego „nachlania”?… być może to tak właśnie funkcjonuje, że pomimo, że pić trza umić i wielu faktycznie umi, to skądś powstaje idiotyczne, ukryte założenie, że NIKT nie umi?…
kolejna zaś sprawa, to nie rozumiem robienia czegoś po to, by się tego wstydzić… po co sobie ten wstyd fundować?… rozumiem wstyd potem, gdy ktoś nie umiał, przegiął i nabroił, ale wstyd zawczasu, profilaktycznie?… narkotyk /ten konkretny: alkohol/ obniża napięcie, to jest skutek /choć niekoniecznie cel/, zaś tworzenie sobie wstydu to tworzenie napięcia i jego bilans wychodzi na zero, więc po co sobie truć organizm?…
/to tak jak w tym starym kawale o góralach, którzy najedli się gówna za darmo/…
i tu pojawia się puenta klamrująca, że same preteksty już są nonsensem… gdy czasem chcę sobie nieco zmienić świadomość tym narkotykiem /ale nie nachlać, takich potrzeb nie miewam/, to po prostu to robię i na cholerę mi jakieś preteksty?…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ja nigdy nie potrafiłem się przełamać, by oblać obcą osobę w lany poniedziałek- było mi najzwyczajniej w świecie głupio zrobić komuś przykrość dla sportu. Chętnie zaś umawiałem się z kolegami na walki na polewanie, ale robiliśmy to między sobą i brały w tym udział osoby, które miały na to ochotę.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
dziecko w wieku 7 – 8 lat /tyle chyba miałem/ zwykle nieco inaczej to postrzega, bynajmniej nie jako sprawianie komuś przykrości, tylko jako świetny dowcip /popełniając błąd atrybucji wynikły z mechanizmu projekcji/… poza tym to był drugi sąsiad /a nie obcy/, o pierwszym /też sąsiedzie/ nie wspomniałem, zaś ten pierwszy tak właśnie to oblanie potraktował… udawał złość, ale po chwili śmieliśmy się razem, co było przy okazji zachętą do powtórki na tym drugim…
ale pamiętam też, że starsze chłopaki tegoż dnia uprawiali mocniejszą wersję tej zabawy, strzelając wodą z pompki do pompowania piłki w kierunku „winogron” pasażerów uwieszonych jadącej kolejki WKD, ale to już my młodsi uznaliśmy za przegięcie, bo jeden z tych pasażerów odpadł i nieco się potłukł o bruk ulicy… czyli wychodzi na to, że mimo smarkatego wieku pewne wyczucie proporcyji już mieliśmy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Myślę, że problem zmiany świadomości polega na tym, że każdemu się wydaje, że „umi” korzystać, dopóki nie stoczy się na dno, Stąd i ograniczenia dla idiotów, podobnie jak przepisy ruchu drogowego dla tych, którym się również wydaje, że wiedzą jak prowadzić „szybko ale bezpiecznie”. Ze zmianą świadomości dochodzi ten fakt, że bezpieczna jest tylko zmiana w bardzo kontrolowanych warunkach. Niedawno uczestniczyłem w dyskusji o przypadkach śmierci po pijaku z powodu upadku ze schodów- we własnym domu. Jeden z moich znajomych przypomniał wypadek dotyczący człowieka, który naprawdę przeholował kilka razy zaledwie w życiu, rzadko kiedy pozwalał sobie na alkohol, ale gdy sobie pozwolił, to był to jego ostatni raz w życiu. I co mu z tego, że nie był uzależniony?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
każda kultura wprowadzała jakieś ograniczenia w ramach profilaktyki przed „nie umieniem” i głupim używaniem „zmieniaczy świadomości”, zarówno tych z wyższej półki (psychodelików), jak tych z niższej (np. alkohol, klasyczne „twarde” czy jakieś inne), miało to jak najbardziej swoje racjonalne uzasadnienie i zawsze jakoś działało… jedynie niektóre, np. Indianie Prerii nie poradziła sobie z tematem, ale miały na to wpływ okoliczności historyczne, po prostu te społeczności nie potrafiły sobie poradzić z faktem pojawienia się tychże u nich, szybkość rozwoju wypadków je przerosła… w przypadku Indian Prerii i alkoholu jedynie Komancze zareagowali opcją zerową, co zresztą chwilowo wyszło im na dobre, bo zdołali zbudować zalążek imperium /pić zaczęli dopiero po jego upadku i zagonieniu do rezerwatów/… niestety jednak obecna kultura „euroatlantycka” pobiła wszelkie rekordy nieradzenia sobie z tą kwestią, ale to już zbyt dalekie odejście od tematu, by to teraz rozwijać…
jedno jest pewne, że u wielu funkcjonuje syndrom zaprzeczania, nie tylko w wąskiej formie u uzależnionych, ale także w szerszej, czyli postawa „ja na pewno umiem”, z drugiej za to istnieje zjawisko wmawiania komuś uzależnienia lub co najmniej „nie umienia”… spotkałem nieco przypadków ofiar tego wmawiania, tak prywatnie, jak zawodowo, ale ogólnej recepty na odróżnienie „zaprzeczaczy” od ofiar wspomnianego wmawiania nie ma…
no tak, ale ja tu gadu -gadu, jednak nadal nie wiadomo, skąd się bierze zjawisko tego „fałszywego wstydu” /czyli np. „ja TYLKO dla smaku”/, o którym wspominałem wcześniej?… zwłaszcza w tym kraju… można jeszcze to pojąć, gdy chodzi o narkotyki niealkoholowe lub marihuanę z uwagi na istniejące fobie społeczne… ale w przypadku alkoholu i „społecznego współuzależnienia”, gdy np. kierowcę ze śmiertelnym promilem we krwi media kreują na bohatera rangi narodowej?…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
p.s. chodziło rzecz jasna o kierowcę, który przeżył ten śmiertelny promil…
PolubieniePolubienie
Brama dla nowożeńców … cudne. Kolejny sposób na „chcemy się nachlać” – dla mnie tradycja do wywalenia. Kolejne pkt. też popieram 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak…, brama jest typowym przykładem tradycji „chcę się nachlać na krzywy ryj”. Jest to wybitnie polska tradycja, bo w cywilizowanym świecie, sępienie jest strasznym obciachem. U nas nadal facetowi się wydaje, że jak coś wyżebrze, to jest sprytny, a kobietce, że jak coś wyżebrze, to jest to dowód jej atrakcyjności. Przynajmniej w pewnych kręgach.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Przede wszystkim wyszedł ser, zamiast serca, tutaj: ‚Najświętszego Sera Pana Jezusa’ 😛
W rozwiniętym świecie nie ma miejsca na tradycję. Wiele obrzędów i schematów zachowań pochodzi z braku wiedzy na jakiś temat, zabobonów. Ludzie są coraz bardziej wykształceni, chce im się zadawać pytania, drążyć temat, szukać wyjaśnień. A kiedy do nich dojdą, to już nie ma powrotu. Widzę to doskonale po rodzinie mojego męża. On sam od dawna widzi, że wiele hinduskich tradycji i wierzeń jest jedynie brnięciem w ciemnotę i tak, jak wspomnieliście powyżej, instrumentem kontrolii. Ale on może im tłumaczyć i tłumaczyć, a oni będą robić swoje, bo tkwią ciągle w tym samym miejscu, wśród tych samych ludzi i nie daj boże porzuciliby tradycje, a zostaliby zlinczowani przez resztę. To jest presja najbliższego otoczenia.
Gdyby każdy z nas, uparcie pielęgnujący jakieś tradycje na przestrzeni 12-u miesięcy, usiadł i poszperał, dokopał się do źródeł ich powstania, to 90% zostałaby zmodyfikowana. Tradycje regionalne, czy narodowe tworzą różnorodność, nie chciałabym, żeby cały świat był taki sam. Ale może być przecież dalej różnorodny bez przekraczania granicy śmieszności. Niech Amisze dalej chodzą ubrani w worki i żyją bez elektryczności, Żydzi niech dalej modlą się pod Ścianą Płaczu, my dalej przyrządzajmy bigos i kiełbasę- ale traktujmy tradycję, jak coś pięknego i kolorowego, a nie wypełnionego przymusem, strachem i niezrozumieniem. Przede wszystkim- w tradycję nie powinny być zaangażowane żadne wielkie pieniądze. Żadnych drogich prezentów na święta, żadnych chrztów na 200 osób, byle tylko kasa się zwróciła. To po pierwsze. Po drugie: tradycja nie powinna nikogo ranić. Tak więc żadnego zabijania zwierząt, żadnego cięcia dziewczynek, żadnego szykanowania za utratę dziewictwa przed ślubem. 90% tradycji by się zmieniło, obróciło o 180 stopni, ale to wcale nie oznacza, że one by całkowicie zniknęły. Stałyby się zdrowsze, bardziej pozytywne i wtedy możnaby być z nich dumnym.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
To, co tutaj poruszyłaś to głównie tradycja jako zachowanie obrzędowości. Faktycznie rzeczywiście dodaje kolorytu, w jakiś sposób daje odpór globalizacji. Powiedzmy, że jadę sobie do Azji i tam bardzo mi się spodoba fotografowanie ludzi w świątyniach, zajętych robieniem tego, co robią. Jest cool. Tyle, że z ich perspektywy, jeśli oni robią to, co robią, bo inni patrzą, a nie dlatego, że mają ochotę, to już nie jest cool. Na Zachodzie ludzie zachwycają się buddyzmem, ale buddyzm na Wschodzie to taki sam wyzysk człowieka jak chrześcijaństwo gdzie indziej. Bo wchodzi w przestrzeń człowieka jako zestaw obowiązków – tradycji do odbębnienia, żeby nie wystawać.
Rozmawiając wczoraj z Wolandem mieliśmy pewne tematy tak „ogadane”, że wątek męczącej obrzędowości polskiej nawet już się nie za bardzo pojawił, bo był tak oczywisty. „Zastaw się a postaw się” „Co? z nami się nie napijesz?” „Ślub to wydarzenie rodzinne” – dobrze, że to przywołałaś. Tradycja śpiewania kolęd, sianka i inne sprawy … nie wierzę a jestem za. 1 listopada? Super, wprawdzie uszami mi już wychodzi tekst o rzekomej „zadumie” w tym dniu, bo śmiać mi się chce, gdy sobie wizualizuję tego dumającego raz na 365 dni Polaka. Ale Dziady ok. Niesamowicie mnie drażni walka „tytanów”, udowadnianie, która obrzędowość jest lepsza – w przypadku 1 listopada to konflikt z Halloween. Posłuchaj, co opowiadają ludzie, żeby uzasadnić swój pogląd na temat tego ostatniego. Nie czują obciachu, to nadmierna obrzędowość wsparta władającą religią im na to pozwala – żeby ignorować głupotę własnych argumentów.
Podobają mi się Twoje postulaty, aczkolwiek dostrzegam, że w ratowanie pewnych tradycyjnych rzeczy, jak architektura, jednak kasa musi być zaangażowana.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
gwoli wyjaśnienia pewnego nieporozumienia, to słowo „buddyzm” jest homonimem, który albo oznacza pewną (proto)naukę i filozofię, albo religię… to druga powstała już później, jako pewien skutek uboczny, którego sam Buddha wyraźnie sobie nie życzył… o ile nauką/filozofią jest sens się zachwycać, to religią z pewnością nie ma, co najwyżej estetyką obrzędów, sztuki sakralnej, czy architektury, ale generalnie jest to religia jak każda i jak każda bywa podatnym gruntem dla wszelakiego syfu… przykład pierwszy z brzegu to Birma, którą zarządza państwo wyznaniowe, sytuacja porównywalna z Polską, a kto wie, czy nie gorsza… a drugi to na przykład Świątynia Tygrysów w Tajlandii, która okazała się przekrętem tej samej klasy, co polska fabryka smalcu pod szyldem „schroniska dla zwierząt”…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nie jestem do końca pewna, ale wydaje mi się, że podobnie można powiedzieć o chrześcijaństwie, jeśli spojrzymy na same jego początki i przyjmiemy założenie, że Jezus w ogóle istniał. Religia zinstytucjonalizowana, która dochrapała się w danym regionie przeważającej liczby wyznawców, nieuchronnie ulega moralnej degrengoladzie. Władza rzuca się na mózg, zmienia perspektywę patrzenia na życie zbyt radykalnie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
mnie się od pewnego czau zdaje, że Jezus istniał, co więcej było ich więcej, trochę na takiej zasadzie, jak czarownik Juan Matus z plemienia Yaqui, którego Castaneda sklecił z kilku faktycznie spotkanych szamanów…
ale nowej religii to on nie chciał zakładać, tylko reformować starą, niczym Luter, przy okazji wplatając jakieś przekazy od siebie, tylko sprawy potoczyły się potem własnym tokiem… ale faktycznie z Buddhą łączyło go to, że obaj krytykowali hipokryzję i dyletanctwo kapłanów /jeden żydowskich, drugi brahmińskich/, tylko ten drugi nic nie chciał reformować od początku traktując religie jako pewien absurd…
…
już dawno zauważyłem, że każda idea, nawet bardzo fajna, po przekroczeniu pewnej granicy (ilości zwolenników) zaczyna ulegać różnym popieprzeniom… i nie dotyczy to tylko religii, to jest szersze zjawisko… siłą rzeczy powstaje jakaś organizacja, by ułatwić realizację tej idei… skoro organizacja, to jakaś władza, która ma to do siebie, że chętnie pada na mózg… do tego dochodzi jeszcze Prawo Parkinsona… i efekt końcowy jest często taki, że coś się kręci, jakiś byt zbiorowy, tylko mało kto pamięta, jak to się wszystko zaczęło i o co w ogóle miało chodzić…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie było to planowane, ale chyba tak zostawię, bo przez przypadek z tym serem wyszło zabawnie 🙂
Z niekłamaną satysfakcją stwierdzam, że spełniam Twoje postulaty odnośnie tradycji: bywam się bez rytualnego zabijania, drogie prezenty, czy prezenty w ogóle, daję wyłącznie wtedy, gdy mam na to ochotę, a nie z okazji świąt, nie mówiąc już o różnych chrzcinach, czy innych komuniach i ślubach, które zwyczajnie omijam, chyba że jestem przejazdem i tak czy inaczej bym odwiedził organizatora, więc skoro już zaprasza, to korzystam z terminu 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie tradycja to przedłużenie ciągłości rodu, pamięci o przodkach, co moja babcia określiła prosto:”pamiętaj, żeś kozie spod ogona nie wypadła” 😉 Oczywiście tradycja, jak wszystko inne, ewoluuje i to jest i dobre i konieczne.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
”Pamiętaj, żeś kozie spod ogona nie wypadła” – i to jest bardzo ciekawe stwierdzenie, gdy zdamy sobie sprawę, że nasi dziadkowie brali udział w wojnach, a nie wszyscy mają chlubne karty w swojej historii, mimo to o nich cicho sza. No i wielu z nas ma pochodzenie żydowskie o którym w rodzinie właśnie jakoś cicho … mam tu na myśli sytuacje, gdy dzieciom żydowskim zmieniano nazwisko i wyznanie pod koniec wojny i rodzina albo tego nie wie, albo nie chce wiedzieć.
Tradycja to ciekawa sprawa, może zmyślać fakty i podtrzymywać ciągłość, której nie było.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dotknęłaś mojego czułego punktu: dzieci. To, co niektórzy dorośli (?) wyprawiają z ich umysłem i uczuciami, to zbrodnia na niewinności i dobroci. Obserwuję np. jak moja (jeszcze synowa) uczy dziecko kłamać i…nic nie mogę zrobić. I to nadal jest na temat 🙂 W rodzinie synowej jest taka tradycja 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiem, co masz na myśli. Są rodziny w których bardzo blokuje się przepływ informacji pomiędzy pokoleniami, tworzy się rodzinne mity, zaciemnia rzeczywistość, dorabia ideologię. I mniej więcej to miałam na myśli. Jest to jakiś odsetek rodzin oczywiście, ale takie zjawisko istnieje.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciągłość rodu kojarzy mi się raczej z popędem 🙂
Znajomość historii (także rodu) jest czymś niesłychanie ciekawym, ale zawsze stawiam warunek, by to była historia, a nie polityka historyczna, bo wersje historii rodem z Orwella, czy obecnego państwa kaczystowskiego mnie zupełnie nie rajcują- wystarczy mi, że moja rodzina miała tendencje do dulszczyzny i wybielania historii rodzinnych do tego stopnia, że na przykład o tym, że brat matki się zachlał (a nie zmarł na serce, jak mi to wmawiano), dowiedziałem się w wieku 38 lat- z ust kuzynki.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tradycja jest takim sznurkiem, wiązaniem, które, gdy go pociągnąć, pozwala „przy okazji” opowiedzieć o przodkach. Taką ilustracją, którą można opowiedzieć. Podobnie jak Ty, jestem przeciwna chowaniu trupów do szafy, bo to kosztowało mnie rozpad rodziny. Niech będzie krzywa prawda, ale ona jest i tak lepsza, niż proste kłamstwo.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
aha… jak rozumiem, mowa jest o tradycji w znaczeniu „historia niepisana”?… kojarzy mi się to z pewnym dziadkiem w wypłowiałym kolejarskim mundurze chodzącym po parkingu dla tirów i obijającym opony młotkiem na długim trzonku…
PolubieniePolubienie
po tradycji ostro kiedyś pojechał Adam Wiśniewski – Snerg /RIP/:
„Tradycja to najbardziej nudna ze wszystkich form wyrażania impotencji.” /”Robot”/
i trudno odmówić mu pewnej racji, jeśli przyjmiemy, że chodziło o impotencję twórczą kompensowaną automatycznie powtarzanymi cyklicznie rytuałami…
okay, ale z drugiej strony pan Adaś ma zbyt wygórowane oczekiwania od gatunku ludzkiego, w końcu nie sposób codziennie wymyślać /np./ nowe techniki mycia zębów podczas porannego rytuału higienicznego, ergo tradycja /czyli automatyzm pewnych powtarzalnych zachowań/ może mieć pewien walor praktyczny… poza tym pewne tradycje bywają nader miłe i sympatyczne, a ja lubię sytuacje, gdy jest mi miło i sympatycznie, więc dlaczego miałbym tego doświadczenia nie powtarzać?… oczywiście do czasu, aż mnie to nie zacznie nudzić i nużyć, do tego kontrolując tą tradycję, by nie zaczęła mną rządzić, bo wtedy faktycznie stanie się, jak w cytacie pana Adasia…
czyli jedyna sensowna odpowiedź na pytanie „czy tradycja jest be, czy cacy?” brzmi „MU”, czyli „i be, i cacy oraz ani be, ani cacy”, a jeszcze lepsza to odpowiedź pytaniem na pytanie: „która tradycja, jaka, gdzie i kiedy?”… może jeszcze „dlaczego i po co?”, ale to jest już sprawa drugorzędna…
natomiast trudno mi się zgodzić z cytowanym Paulem Coelho, gdyż uważam, że świat kończy się wtedy, gdy porządek staje się wartością nadrzędną, porządkiem dla samego porządku, a tradycja zaczyna istnieć po to, aby była jakaś tradycja… „bo jak to tak panie dzieju, kto to widział takie rzeczy, by nie było żadnej tradycji?”…
natomiast przykład zakopiański kojarzy mi się z Prawem Kopernika – Greshama, jego trawestacji, w skrócie: „gorsza tradycja wypiera lepszą”, której w takiej wersji raczej nie nazwałbym „prawem”, lecz konstatacją (rzeczywistości), niemiłą zresztą i niesympatyczną…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jeśli tradycja, aby było miło i sympatycznie, to ja zawsze jestem za. Tyle, że „miło i sympatycznie” to kwestia subiektywnej oceny. Gdy mnie pytają, dlaczego nie chodzę do kościoła, a przecież jest tam miło i sympatycznie, to moje „bo nudno” wywołuje niepokój (poza tym to nieprawda, że nie chodzę do kościoła, elementem męczącym w kościele są po prostu ludzie, nie kościół jako budynek). Bardzo dużo pytań do tradycji w Twoim wykonaniu i gdyby ludzie sobie tak je zadawali to byłoby już bardzo dobrze, byłby ten pluralizm, byłoby może nawet, a fuj multi culti. Tyle, że ludzie tego się boją. Hardkorzy tradycji uważają, że jeśli nie jesz karpia w Xmas to jesteś realnym zagrożeniem dla ich karpia, którego oni miłują ponad życie, a różnorodność nie jest dobra, bo zaczynają się pojawiać pytania, a to jest zagrożenie myśleniem. Gdy człowiek zacznie myśleć, to trudno przestać i głowa boli … takie to problemy ocierające się o koncerny farmaceutyczne …
PolubieniePolubione przez 1 osoba
ja wypracowałem już sobie takie otoczenie, które mnie nie pyta o chodzenie, czy nie chodzenie do kościoła /takiego, czy innego wyznania/… za to w kościele byłem, i owszem, w ostatnią niedzielę zmierzając na krakowski Kazimierz, a zaraz potem w drugim, zwanym „synagoga”… i po tej wizycie miał miejsce pewien ciekawy dialog, jakby pasujący do tematu posta… towarzysząca mi współspacerowiczka stwierdziła /cytuję z grubsza/:
– To strasznie upierdliwe być ortodoksyjnym Żydem, przestrzegać co chwila tych wszystkich bzdur.
na co odparłem coś w tym stylu:
– Zaiste, ale ci sami Żydzi wymyślili też Talmud, który instruuje, jak te wszystkie bzdury sprytnie omijać, unikać lub bezpiecznie łamać.
pozornie wychodzi remis, bo z jednej strony minus dla tradycji, ze względu na jej upierdliwość, z drugiej zaś plus polegający na pewnym aspekcie twórczym, mobilizacji do tworzenia rozwiązań, aby od tej tradycji nie zgłupieć i nie zwariować… jednak zważywszy na upierdliwość samego talmudu, konieczności jego stosowania, to wychodzi na remis, ale ze wskazaniem na minus dla tej tradycji…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Celowo umieściliśmy cytat z Coelho po przeciwnej stronie posta, co cytaty z Ezry Pounda i Zenona Kosidowskiego, bo choć rzeczywiście konkluzją naszej dyskusji jest, jak to i bez nas zauważyłeś, że ciężko o jednoznaczną ocenę, to jednak stanowczo domagamy się użycia mózgu, zanim coś ślepo poprzemy w imię tradycji, bądź coś zniszczymy w imię postępu lub chwilowej mody.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo do mnie przemawia przytoczona myśl Ezry Pounda / mam nadzieję, że się odmienia i że prawidłowo odmieniłam/. O każde piękno warto dbać. Wiem, że pojęcie piękna też może być dyskusyjne, bo różni ludzie różnie je mogą pojmować, ale…
Przyszło mi jeszcze do głowy, że może należałoby oddzielić tradycję od zwyczaju?
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Tradycja, zwyczaj, obyczaj – rzeczywiście te słowa traktowane przeze mnie, laika, zamiennie, w socjologii oznaczają różne rzeczy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Odmienia się, odmienia 🙂
Tak, o piękno warto dbać, warto się na nie otwierać, to determinuje nasze szczęście- ciężko być szczęśliwym nie zauważając piękna. No znów i mamy ten odwieczny problem z jego definicją 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Obecne rządy obrzydziły mi wszelkie tradycje ponieważ włażą w nasze święta z biskupami w tle.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
No właśnie zdecydowanie polityka to słowo paskudzi. Ponieważ pewne opcje polityczne je zawłaszczają – sugerują, że sami są nosicielami tradycji. Oczywiście to oni chcą decydować, co jest tradycją, a co nie jest. Bardzo często też podciągają pod nią po prostu przeterminowaną obyczajowość i niosą ją jak sztandar.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jest w tym dużo prawdy. Znam kilka słów- kluczy, które powodują zapalenie się u mnie lampki ostrzegawczej, jeśli ktoś ich używa. Oprócz patriotyzmu (traktowanego jako „jestem lepszy od innych, bo jestem Polakiem i o tym głośno ryczę- i ja mówię, kto jest prawdziwym Polakiem), jest to moralność i sprawiedliwość (a nie prawo), rodzina (zamiast miłości), polityka historyczna (zamiast faktów).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Magiczne słowo TRADYCJA często zwalnia ludzi od myślenia i wiele usprawiedliwia. Najprościej zrzucić coś, co nie do końca nam pasuje, ale to robimy na tradycje zwyczaje lokalne czy rodzinne, bo to zwalnia od radykalnych zachowań, które nie wszyscy zaakceptują.
No bo jak to? Nie robicie wesela, nie nie chrzcicie dziecka, nie posyłacie do komunii, nie wyprawiacie imienin, nie podajecie gościom alkoholu? Przecież to tradycja! Ale czy nasza, moja, twoja?
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ludzie nie chcą wystawać. Poruszyłaś tu kwestię obyczaju – obyczaj każe i jeśli za nim nie podążamy narazimy się na pytania, spojrzenia, komentarze. To wymaga od nas byśmy byli silni. Gdy natomiast podążymy za obyczajem, informacja zwrotna jest innego rodzaju – wesele może być do bani, jak się napijemy to głupio gadamy itd., ale nikt z tego powodu nie będzie nas próbował traktować jak margines danej społeczności. Wybór należy do nas. Myślę, że coraz więcej ludzi decyduje się na bycie silnymi i chodzenie swoimi drogami. Dzięki temu obyczaje się zmieniają, nie są już tak restrykcyjne. To mi się podoba. Jestem gotowa, żeby wystawać 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A przynajmniej wykorzystywane jest jako pretekst do zwolnienia od myślenia, a wcześniej od zdobycia wiedzy. Mało tego, zwalnia też od szczerego kontaktu z naszymi uczuciami i pragnieniami, bo wspomniane przez Ciebie wesele, to przecież nie spełnienie swoich pragnień (kto tak naprawdę z państwa młody chciałby mieć przy sobie w ten dzień całą tę listę dziwnych gości).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tradycja? – temat rzeka płynąca meandrami.
Mnie się tradycja na ogół kojarzy z czasem przeszłym- świat, technika, technologia wiedza – idą do przodu i dziś nie można ściśle trzymać się tradycji. Nie utrzyma dziś nikt rodziny gdy będzie pole orać pługiem, siać z ręki, zbierać plon ścinając zboże kosą. Tradycja w życiu rodzinnym – w tym zakresie też się wiele zmieniło choć nadal niektórym ciężko pojąć, że kobieta może być zdolniejsza, lepiej wykształcona niż mężczyzna , lepiej pracować i zarabiać.Co do budownictwa zakopiańskiego- czy zdajecie sobie sprawę ile dobrej jakości drewna modrzewiowego byłoby potrzebne gdyby wszyscy nagle zechcieli mieć swój własny dom? Po pierwsze kiedyś w jednej chałupie mieszkały minimum trzy pokolenia. Po drugie – styl zakopiański- kiedyś nie istniał żaden styl zakopiański.Własny dom mało kto posiadał, zresztą i ludzi było mniej.Styl zakopiański powstał dzięki Stanisławowi Witkiewiczowi. Jeżdżąc często do Zakopanego „pozbierał do kupy” wszystkie pozytywne cechy wówczas budowanych chałup i nadał im styl artystyczny. Prawdziwa zakopiańska chałupa to był drewniany dom z bali na kamiennej podmurówce, budowany na tzw. zrąb.Posiadał dwie izby rozdzielone sienią – (białą, nieopalaną, odświętną) i czarną- centrum życiowe z ogrzewaniem., gdzie zimą i młode zwierzęta przebywały.A czarna była właśnie od ognia, który się w niej palił. Bo te prawdziwe zakopiańskie chaty nieco kurne były.
Generalnie jak widac choćby i z tych chat zakpiańskich tradycja jest rzeczą zmieniajacą się- raz pomału, innym razem gwałtownie.
I najwiekszą sztuka jest wypośrodkowanie co warto nadal zachować a co koniecznie zmienić.
Miejscem do bólu tradycyjnym jest kościół, który za wszelką cenę chce utrzymać, dla swej wygody, prestiżu, interesu status quo.
Nie jestem tradycjonalistką, chociaż jednocześnie nie gonię obłędnie za nowoczesnością. Uważam, że zawsze powinno się zachować rozsądek, zarówno w odniesieniu do tradycji jak i do wszelkich nowinek.
Coelho jest męczący i wielce przekonany o swej mądrości.
Miłego;)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękuję, że napisałaś o tym stylu zakopiańskim. Masz rację. Czy jednak macherzy od przerabiania drewnianych domów na betonowe kombinaty są nowymi Witkiewiczami? Wątpię. Krew mnie zalewa, że Zakopane traci swój charakter, za to jakieś bezgustne cymbały przyjeżdżają np. w rejon Karkonoszy i to co niszczy się gdzie indziej, próbują odtworzyć w stylu zakopiańskim w innym regionie. Widziałam już kilka chat z bali z charakterystycznymi dachami pod Szklarską Porębą czy Karpaczem i tak się zastanawiam czy właściciele w ogóle mieli jakąś refleksję na temat tradycji architektonicznej regionu. Czy wiedzą, gdzie mieszkają? Czy odróżniają szachulec od muru pruskiego? Ech …
A poza tym sądzę, parafrazując Katona Starszego, że hotel G. w Karpaczu należy zburzyć.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
TRADYCYJNIE, to ja nie mam nic przeciwko ludziom, by kultywowali tradycje jakie lubią czy jakie sobie narzucą. Jeśli są dla nich ważne? – czemu nie. Z tradycji przyjemnych, zachowałam obyczaj gotowania zimowe dni żurku na białej kiełbasie i wędzące, oraz pierogi z kapustą i nadziewane mięsem pyzy, itd.:)To lubię i to zachowam w pamięci do ostatniego oddechu 🙂
Natychmiast wywaliłabym tradycje obiecanek, kłamstw, i lekceważenia obywateli przez polityków:)) Zawsze wart jest podtrzymania zdrowy rozsądek + oraz szczery 😃
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Mmmmm, jedzonko. Ja dodam od siebie wodę ze śledzia oraz krokiety z grzybami w dni postne. Dni postne mi niezwykle pasują – zawsze wtedy biorę dokładki, czasem nawet dwie. Też nie mam nic przeciwko temu, aby każdy pielęgnował swoje tradycje – jeśli tym nikogo nie krzywdzi.
PolubieniePolubienie
post to zdrowa sprawa, nawet nasza kotka lubi się przegłodzić od czasu do czasu dla higieny… także post szerzej rozumiany, bo zapobiega znudzeniu się i znieczuleniu na wiele przyjemności… jest równowaga: in – yang i takie tam… sam jestem hedonistą, ale hedonizm bez balance factor to już autodestrukcja…
osobna sprawa to post jako jedno z ćwiczeń samodyscyplinujących… może być wartościowy pod warunkiem nie przekraczania granic masochizmu i nie wypaczenia samej jego idei: na przykład w chrześcijaństwie, gdzie funkcjonuje jako pokuta, kara za… no właśnie, za co?… wychodzi na to, że za sam fakt istnienia…
ale post w ramach zbiorowego rytuału, na komendę to absolutna porażka, ani to zgodne z rytmami Natury /choć w niektórych kulturach być może tak miało być/ , ani z rytmami indywidualnymi…
p.jzns :)…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam się z Twoim zdaniem na temat postu, chociaż te wszystkie yingi i yangi do mnie nie przemawiają.
Dlatego łamię go w czasie obowiązującym na komendę, choć bywa, że sama go sobie aplikuję w innym czasie. To jak smutek na rozkaz, żałoba sterowana odgórnie, nie uwzględniającą realnego samopoczucia jednostek. Pamiętam, że ja osobiście czułam się całkiem miło podczas żałoby po śmierci JPII, bo przyciszenie jazgotu medialnego było wyciszającą umysł odmianą. Ale już nakaz pewnych zachowań za wszelkę cenę jest dla mnie nie do przyjęcia.
PolubieniePolubienie
„in” i „yang” to tylko konwencja opisu, wygodny skrót… niekonieczne jest głębsze przywiązywanie doń uwagi i wnikanie w istotę znaczenia :)…
…
to trochę jak z matematyką… symbole dy/dx i f'(x) oznaczają to samo, jedno w wersji politechnicznej, drugie w uniwersyteckiej… laika ich znaczenie nie interesuje /bo dla laika „matematyka” to tylko jakieś tam rachunki/, a matematyk z wyższej półki swobodnie posługuje się jednym i drugim…
PolubieniePolubienie
a tak w ogóle, to ja nic nie łamię, nie postrzegam tego w kategoriach „łamania”, w końcu jakieś tam „Ramadany”, czy „Wielkie Posty” to nie mój problem, nie moja sprawa, tylko czyjaś, więc niech oni się martwią ich przestrzeganiem, ich słowo „łamać” mnie nie dotyczy… chcę zjeść śledzia lub jakieś wege /i nic innego/ w tzw. „Wielki Piątek”, to jem, chcę zjeść pieczonego, świńskiego boczku tegoż dnia, to jem… co prawda kiedyś mnie bawiło takie różne „pod prąd”, zresztą nadal bawią mnie różne akcje – prowokacje obyczajowe, ale w temacie zawartości michy mam wyrąbane, do cudzych mich nie zaglądam i roszczę to samo od otoczenia w stosunku do mojej michy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wando, nie masz litości, ja tak bym sobie chętnie zjadł prawdziwego żurku na białej kiełbasie i wędzonce…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
:)))Jesteś na tyle dobrym kucharzem, że to pragnienie możesz natychmiast zrealizować . Nie mam litości !? To wyzwanie:)))))) Miłej niedzieli:)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Cały dzień byłem spędziłem na zwiedzaniu hrabstwa Down w Irlandii Północnej, jak ja miałem zdobyć żur, wędzonkę, białą kiełbasę, chrzan, nie mówiąc już o przygotowaniu zupy?!
To był wspaniały dzień 🙂
Piękna pogoda, Morze Irlandzkie, Góry Mournes, zamek Dundrum, pałac Caste Ward (ci Angole wszystko by zamkiem nazwali) i my.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Przebiłeś” każdy smakołyk ! spokojnie, łącznie z deserem:) Osobiście też bym wybrała taką wycieczkę, zamiast gary:) Wierz mi ! 🙂 A tym bardziej, w wybranym towarzystwie:) Produkty chętnie doślę, bez problemu:) Szczególnie, gdy czas będzie mroźny i więcej dni w domu. 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
A ja uważam że jest tradycja dobra i tradycja zła. Tę dobrą powinno się pielęgnować a tę złą niszczyć.
Tylko nie dla wszystkich ta zła tradycja jest faktycznie zła…. a ta dobra jest dobra.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Widzisz więc, że powstaje zasadniczy problem – kto ma decydować, co jest złe a co dobre, zanim zacznie się akt niszczenia?
I dla mnie są pewne oczywistości – tradycje, które wyrządzają krzywdę, powinny zostać zakazane lub ich działanie ograniczone (obrzezanie, myślistwo) . Mimo to jednak zasiałaś we mnie niepokój swoim stanowczym podziałem na dobro i zło.
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
kto ma decydować?… jak zwykle decyduje ten, kto ma (metaforycznie, czyli dosłownie) większą armatę…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No właśnie. Też mam wątpliwości, kto ma o tym decydować, ale oczywiście wiem, co miałaś na myśli. Wolę pozostać przy jasnych kryteriach, n.p. „tradycja nie powinna nikogo krzywdzić, nikogo nie można zmuszać do tradycyjnych obrzędów, etc…”.
PolubieniePolubione przez 1 osoba